niedziela, 25 maja 2014

INNA PERSPEKTYWA

W Trójmieście mieszkamy od lat, czy wręcz od urodzenia. To, że postanowiliśmy je opuścić nie znaczy jednak, że nie doceniamy jego piękna. 

Wczoraj dzięki Przyjaciołom odkryliśmy, że Gdańsk można podziwiać także z kajaka!
Fot. Akcja migracja

Widziane z tej perspektywy miasto potrafi zaskoczyć i zauroczyć: 

- śladami dawnej świetności
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

- przyrodą i pięknymi widokami
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

- portową zabudową
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

Przy okazji można się poczuć niemal jak Wilk Morski wypływając na szerokie wody...
Fot. Akcja migracja

Mijając większe jednostki jest wtedy trochę emocji...
Fot. Akcja migracja

A to wszystko w samym centrum. Wystarczą trzy godzinki wolnego czasu.
Fot. Akcja migracja
Naprawdę warto je poświęcić.

czwartek, 22 maja 2014

HEJ KARLSKRONA

Dla mieszkańców Trójmiasta (a my w sumie jeszcze do takich należymy) Szwecja jest na wyciągniecie ręki. Wystarczy zarezerwować sobie dwie noce i jeden dzień - to wystarczy na krótki wypad do Karlskrony.
Prom Stena Line wypływa z portu w Gdyni o 21, do Szwecji przypływa o 7.30. Kto lubi, może całą noc wykorzystać na szaleństwa - tańce do białego rana, buszowanie w bezcłowym sklepie, do wyboru jest też SPA. Warto jednak zostawić sobie siły na następny dzień, bo w portowym miasteczku jest co zwiedzać.
Poranek rozbrzmiewa na całym promie piosenką Louisa Armstronga "What a Wonderful World", a kiedy do tego możemy podziwiać wschód słońca z własnej kajuty - to znak, że dzień rozpoczyna się świetnie!

Fot. Akcja migracja

Na Karlskronę w pigułce wystarczy jeden dzień. Ruszamy więc do portu:

Fot. Akcja migracja

Zaglądamy na podwórko w bocznej uliczce:

Fot. Akcja migracja

Idziemy na zakupy - o czym może innym razem; zwiedzamy Muzeum Morskie, podziwimy prężnie działającą stocznię.
A gdy jesteśmy zmęczeni, ruszamy promem na wyspę Aspo:

Fot. Akcja migracja


Rejs w dwie strony trwa godzinę. Na zwiedzanie wyspy trzeba mieć więcej czasu, dlatego tę wycieczkę  traktujemy jako chwilę oddechu w zwiedzaniu miasta. Dobijamy więc tylko do brzegu i odpływamy z powrotem:

Fot. Akcja migracja

Szwecja żegna nas pięknym zachodem słońca:

Fot. Akcja migracja

 A Gdynia wita chyba jeszcze piękniejszym wschodem:

Fot. Akcja migracja

Szwecja przyciąga niesamowitymi widokami, wszechobecnym slow life, słynnym designem, dlatego wrócimy, może już niedługo...

Ps. żeby nie było tak kolorowo: gdy połowa naszego duetu cieszyła się Szwecją, druga połowa głowiła się nad tynkami, siatkami i innym cudami nowoczesnej techniki budowlanej na elewację (o czym już niedługo na naszym blogu). Ech...

poniedziałek, 19 maja 2014

URZĄDZAMY WIATROŁAP CZ. I

Wiosna wiosną, pszczółki, zajączki - wszystko pięknie, ale dom też wymaga naszej uwagi. Mamy tu prawie tak duże pole do popisu, jak za oknem. Podłogi odkurzone, wymyte, zaimpregnowane tylko... puste. Aż się echo niesie. Gdy jednak dzień coraz dłuższy, a za oknem przyroda w rozkwicie, to o wnętrzach myśli się jakby mniej. Gdyby nie pomoc rodzinny i pożyczone łózko, to spalibyśmy na podłodze. Dobrze, że choć łazienka gotowa (no, może prawie gotowa). Powoli jednak trzeba ten stan zmieniać.

Skoro rodzina pomogła i mamy gdzie spać, to meblowanie zaczynamy, a jakże, od głównego pomieszczenia, czyli od... wiatrołapu. Mamy ustaloną reputację nieco szalonych, więc musimy o nią dbać. Co tam kuchnia, salon jakiś, czy sypialnia! Wiatrołap ma priorytet! Trochę oczywiście żartujemy, ale faktycznie okazało się, że zaczynamy od pomieszczenia, którego sens istnienia kwestionowaliśmy na etapie projektu, jako zbędną stratę metrów. Daliśmy się jednak przekonać, że dom to nie mieszkanie w bloku (czasem trudno porzucić blokową perspektywę), do którego wchodzi się pokonawszy przedsionki, klatki schodowe, korytarze. Swoista "śluza" między domem a zewnętrzem może się więc przydać.

Zabraliśmy się więc za wiatrołap. Raz, ponieważ prace nad pokojem gościnnym utknęły w martwym punkcie, dwa, jest to niewielkie pomieszczenie i jego urządzanie pozostaje zadaniem względnie łatwym.
Początkowo ruszyliśmy utartym szlakiem - traktując przedsionek domu jako idealne miejsce na szafę i wieszak w jednym. Ostatecznie jednak uznaliśmy, że pomieszczeniu temu trzeba więcej lekkości, przestrzenni gwarantującej swobodę ruchów. Zakładamy, że to tam zaczynać się będzie procedura powitania gości. Chcielibyśmy uniknąć konieczności "przepychania się" obok szafy. Co niewątpliwe wygodne dla domowników (kilka płaszczy, kurtek do dyspozycji tuż przy wyjściu) niekoniecznie musi się sprawdzić, gdy wpadną goście. Rozwiązanie z szafą sprawdziłoby się w dużym pomieszczeniu, co gwarantowałoby, że powitanie i ceremoniał zdejmowania płaszczy nie odbędzie się w ścisku nawet wówczas, gdy odwiedzi nas parę osób. Nasz wiatrołap jest jednak malutki. Nie chcielibyśmy trzymać części z gości w progu aż w przedsionku zrobi się luźniej. Ograniczymy się zatem do tego, co niezbędne - szafka na buty, wieszak, miejsce by przysiąść i drobne dodatki. Wygospodarowane miejsce wraz z szerokimi drzwiami (nie daliśmy się przekonać Panu stolarzowi, że metrowej szerokości drzwi są nam niepotrzebne i że "lepiej" - ciekawe tylko dla kogo? - będzie domurować sobie kawałeczek ściany zwężając przejście) ma zapewnić większą "przepustowość" całości.
Kolorystyka? Staramy się być konsekwentni - biele, szarości, trochę czerni... Jak będzie zbyt "grzecznie" dodamy jeden kolorowy dodatek.

W pierwszym transporcie dojechały wieszak i szafka. 
Fot. Akcja migracja

W ich skręcaniu przydało się doświadczenie z młodości w... modelarstwie. Takie instrukcje, jak z BoConcept to zatem dla nas pikuś.
Fot. Akcja migracja

Było trochę zabawy. Całość okazała się dobrze przemyślana, montaż nie sprawiał więc większych kłopotów. A już wiercenie w ścianie to była sama przyjemność, jeśli przyrównać je do blokowych doświadczeń ze zbrojonym żelbetem, gdzie albo dziura robi się trzy razy za duża albo, trafiwszy na pręt, wiertło ani drgnie.
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migrcja

Efekt? Oceńcie sami. Brakuje jeszcze taboretu i dodatków. Te mamy już jednak przemyślane - wystarczy tylko kupić, co oczywiście znając nas zajmie trochę czasu.
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

wtorek, 13 maja 2014

KWIATKI...

Pogoda ostatnio mało zachęcająca, postanowiliśmy więc sięgnąć po zdjęcia sprzed kilku, no może kilkunastu dni, gdy w naszym ogrodzie i sadzie wiosna mieniła się w pełnym słońcu całą paletą barw...
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

Prawdziwą burzą kwiatów obdarzyły nas w tym roku jabłonie...
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

Nie tylko my mamy z tego uciechę...
Fot. Akcja migracja

Fot. Akcja migracja

W wiosennym słońcu wyjątkowo intensywnie uwijali się nasi mali sąsiedzi, którym użyczyliśmy miejsca na działce...
Fot. Akcja migracja

Ci jednak nie bardzo lubią, gdy im przeszkadzać w pracy, toteż powyższe zdjęcie nasz fotoreporter przypłacił użądlonym policzkiem. No cóż, jakoś nie ma do pszczół szczęścia, choć bowiem usilnie próbuje podpatrywać ich świat to zawsze oberwie, a to w rękę, a to w kark, policzek... Jednak się nie zraża - na wsi trzeba być twardym.

niedziela, 11 maja 2014

DZICY GOŚCIE

Na dłuższy czas zniknęliśmy z blogosfery - wiosna jest zbyt absorbująca, a doba za krótka. Już jednak wracamy, dziś wpisem poświęconym, a jakże, wiośnie w naszym ogrodzie (nazwa trochę może na wyrost, ale niech będzie). Tym razem będzie to wiosna w "dzikim", naturalnym wydaniu. 

Wczoraj udało nam się sfotografować prawdziwie dzikiego gościa w naszym ogrodzie:
Fot. Akcja migracja
Niemal tuż pod nasze okna przykicał zając...
Fot. Akcja migracja
Wcześniej odwiedził nas koziołek tylko, że tym razem nie zdążyliśmy z aparatem. Dzicz, dzicz, dzicz... :-)

W ogóle mieliśmy szczęście do czworonożnych gości, wpadł do nas także koci kierownik budowy. Pomruczał, obwąchał, chyba mu się podobało, następnym razem trzeba będzie pamiętać o śmietance.
Fot. Akcja migracja
Ps.
A propos zająca: jeśli chcielibyście zaprosić do swojego domu jego kuzyna - króliczka, to zaglądnijcie tutaj.