poniedziałek, 19 maja 2014

URZĄDZAMY WIATROŁAP CZ. I

Wiosna wiosną, pszczółki, zajączki - wszystko pięknie, ale dom też wymaga naszej uwagi. Mamy tu prawie tak duże pole do popisu, jak za oknem. Podłogi odkurzone, wymyte, zaimpregnowane tylko... puste. Aż się echo niesie. Gdy jednak dzień coraz dłuższy, a za oknem przyroda w rozkwicie, to o wnętrzach myśli się jakby mniej. Gdyby nie pomoc rodzinny i pożyczone łózko, to spalibyśmy na podłodze. Dobrze, że choć łazienka gotowa (no, może prawie gotowa). Powoli jednak trzeba ten stan zmieniać.

Skoro rodzina pomogła i mamy gdzie spać, to meblowanie zaczynamy, a jakże, od głównego pomieszczenia, czyli od... wiatrołapu. Mamy ustaloną reputację nieco szalonych, więc musimy o nią dbać. Co tam kuchnia, salon jakiś, czy sypialnia! Wiatrołap ma priorytet! Trochę oczywiście żartujemy, ale faktycznie okazało się, że zaczynamy od pomieszczenia, którego sens istnienia kwestionowaliśmy na etapie projektu, jako zbędną stratę metrów. Daliśmy się jednak przekonać, że dom to nie mieszkanie w bloku (czasem trudno porzucić blokową perspektywę), do którego wchodzi się pokonawszy przedsionki, klatki schodowe, korytarze. Swoista "śluza" między domem a zewnętrzem może się więc przydać.

Zabraliśmy się więc za wiatrołap. Raz, ponieważ prace nad pokojem gościnnym utknęły w martwym punkcie, dwa, jest to niewielkie pomieszczenie i jego urządzanie pozostaje zadaniem względnie łatwym.
Początkowo ruszyliśmy utartym szlakiem - traktując przedsionek domu jako idealne miejsce na szafę i wieszak w jednym. Ostatecznie jednak uznaliśmy, że pomieszczeniu temu trzeba więcej lekkości, przestrzenni gwarantującej swobodę ruchów. Zakładamy, że to tam zaczynać się będzie procedura powitania gości. Chcielibyśmy uniknąć konieczności "przepychania się" obok szafy. Co niewątpliwe wygodne dla domowników (kilka płaszczy, kurtek do dyspozycji tuż przy wyjściu) niekoniecznie musi się sprawdzić, gdy wpadną goście. Rozwiązanie z szafą sprawdziłoby się w dużym pomieszczeniu, co gwarantowałoby, że powitanie i ceremoniał zdejmowania płaszczy nie odbędzie się w ścisku nawet wówczas, gdy odwiedzi nas parę osób. Nasz wiatrołap jest jednak malutki. Nie chcielibyśmy trzymać części z gości w progu aż w przedsionku zrobi się luźniej. Ograniczymy się zatem do tego, co niezbędne - szafka na buty, wieszak, miejsce by przysiąść i drobne dodatki. Wygospodarowane miejsce wraz z szerokimi drzwiami (nie daliśmy się przekonać Panu stolarzowi, że metrowej szerokości drzwi są nam niepotrzebne i że "lepiej" - ciekawe tylko dla kogo? - będzie domurować sobie kawałeczek ściany zwężając przejście) ma zapewnić większą "przepustowość" całości.
Kolorystyka? Staramy się być konsekwentni - biele, szarości, trochę czerni... Jak będzie zbyt "grzecznie" dodamy jeden kolorowy dodatek.

W pierwszym transporcie dojechały wieszak i szafka. 
Fot. Akcja migracja

W ich skręcaniu przydało się doświadczenie z młodości w... modelarstwie. Takie instrukcje, jak z BoConcept to zatem dla nas pikuś.
Fot. Akcja migracja

Było trochę zabawy. Całość okazała się dobrze przemyślana, montaż nie sprawiał więc większych kłopotów. A już wiercenie w ścianie to była sama przyjemność, jeśli przyrównać je do blokowych doświadczeń ze zbrojonym żelbetem, gdzie albo dziura robi się trzy razy za duża albo, trafiwszy na pręt, wiertło ani drgnie.
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migrcja

Efekt? Oceńcie sami. Brakuje jeszcze taboretu i dodatków. Te mamy już jednak przemyślane - wystarczy tylko kupić, co oczywiście znając nas zajmie trochę czasu.
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz