Od jakiegoś czasu przygotowujemy się do wyprawy do Sztokholmu.Wertujemy przewodnik, plan miasta, oglądamy zdjęcia i czytamy opinie.
Tym razem postanowiliśmy wypróbować szwedzkie jedzenie. Zachęceni pysznymi bułeczkami upieczonymi przez Tomasza, również postawiliśmy na coś słodkiego.
Pojawił się już pierwszy rabarbar...,
Fot. Akcja migracja |
więc warto go wykorzystać!
Chcieliśmy, żeby deser był lekki, prawdziwie wiosenny i "ciastowy", ale bez dodatku proszku do pieczenia i drożdży. Najlepszy na tę chwilę okazał się zwykły biszkopt.
Fot. Akcja migracja |
Dokładny przepis na "rabarberkakę" można znaleźć w internecie. My skorzystaliśmy z wypróbowanej strony Moje wypieki i wyszło REWELACYJNE!
Fot. Akcja migracja |
Za pierwszym razem ciasto zostało pochłonięte od razu. Dobrze, że zdążyliśmy zrobić zdjęcia, bo od samego zapachu ślinka leciała:)
Za drugim razem ciasto było upieczone z podwójnej porcji i mogliśmy porównać, czy lepiej smakuje na ciepło, czy lepiej poczekać aż ostygnie.
Na ciepło wygrywa!
Fot. Akcja migracja |
Jeśli oryginalne szwedzkie wypieki są tak pyszne jak kanelbullar i "rabarberkaka", to zostajemy tam na dłużej!
OOOOO jak smakowicie!!!!!
OdpowiedzUsuńW przyszłą sobotę będzie na stole :)
UsuńSuper! :)
UsuńŚlinka mi cieknie. Pychotka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Milena.
Warto spróbować. Robi się naprawdę 10 minut, a jak smakuje...mmm...
Usuń