czwartek, 14 marca 2013

OSWOIĆ PRZESTRZEŃ CZ. I

Jak już wiecie, nasza główna aktywność na wsi sprowadzała się z początku do długich spacerów i podziwiania wszystkiego tego, co stali mieszkańcy - choć nie wszyscy -  najczęściej kwitują wzruszeniem ramion, jako "oczywistą oczywistość".

Przyszedł jednak moment, gdy postanowiliśmy odcisnąć swoje piętno na tej krainie i przystosować naszą działkę do czegoś więcej niż tylko kontemplacja otaczającej przyrody lub przynajmniej kontemplację tę ułatwić.

Od czego jednak zacząć? 

Zapewne to pytanie stawia sobie każdy świeżo upieczony posiadacz ziemski, zwłaszcza, jeśli w udziale przypadła mu nie podmiejska działeczka budowlana, lecz prawdziwe pole upchnięte między dwa lasy z trzecim rosnącym szybciej niż to by się mogło wydawać, łąką, kanałem melioracyjnym oraz krzakami, krzakami, krzakami (wg. słownika "akcji migracji" "krzaki" to uniwersalne określenie stosowane do opisu czegoś mniejszego niż drzewo, a większego niż kępa trawy, począwszy od wiosny zielonego, w okresie jesienno-zimowym szarobrązowego, co wydaje się okrążać obserwatora zewsząd i budzi ambiwalentne uczucia: pozytywne, jako siedlisko ptaków i coś żywego, co z definicji zasługuje na ochronę oraz negatywne, jako żywioł generalnie trudny do okiełznania i wrogi wszelki planowej gospodarce przestrzennej).
Fot. Akcja migracja

Nasz wybór padł na drogę. Tak, tak, jako dzieci miasta wszędzie musimy mieć "dojazd". Tymczasem obsługa komunikacyjna naszej działki dotychczas zabezpieczona była tak:
Fot. Akcja migracja
Mniej spostrzegawczym wyjaśniamy, że "droga" to ten udeptany pas ściółki leśnej po prawej stronie zdjęcia. Dla ciągnika wystarczało tylko, że my... nie mamy ciągnika (jeszcze).
Jak jednak zbudować drogę i to taką, która by nie przeminęła, może nie tyle z wiatrem, co raczej z pierwszym deszczem? Pozbawieni własnych doświadczeń i pomysłów postanowiliśmy zdać się na fachowca. Na nasze szczęście nie był to nikt z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad tylko Pan Waldek (pozdrowienia!) wyposażony w koparkę, ładowarkę, wywrotkę i - co najważniejsze - w dostęp do gruzu, dlatego też inwestycja przebiegła gładko.
Recepta na drogę w wersji wiejskiej jest prosta (przynajmniej, gdy się jej słucha): drogę się korytuje z humusu, zasypuje pokruszonym gruzem o frakcji nie większej niż cegłówka na wysokość ok 30-40 cm, równa, zachowując spadek w jedną stronę dla odpływu wody, wałuje, przysypuje warstwą drobnego niepłukanego kamienia (z tzw. glinką). I już mamy drogę:
Fot. Akcja migracja

Jak się nową arterię obsadzi kilkudziesięcioma jałowcami, trochę się pojeździ i wszystko się ubije, to całość wygląda tak:
Fot. Akcja migracja
Możemy tylko dodać, że patent Pana Waldka się sprawdził. Przy okazji naszych dalszych działań "oswajających" przestrzeń (o których może kiedyś Wam opowiemy), drogą tą przejechało ok. 100 40-to tonowych wywrotek z ziemią i kilkanaście równie ciężkich betoniarek. Nie zrobiło to na niej większego wrażenia.

5 komentarzy:

  1. Witam się po raz pierwszy.
    U nas również akcja migracja. My mieszczuchy od kilkunastu miesięcy mieszkamy na wsi. Wszystko odbyło się bardzo szybko. Od momentu zakupu ziemi do zamieszkania minęło 19 miesięcy. Recepta na wiejską drogę i u nas się sprawdziła. Nasze fascynacje są bardzo podobne: cisza, spokój i przyroda na wyciągnięcie reki. Przez pierwsze dni mieliśmy jednak problem z zaśnięciem. Mieszczuchom było za cicho. Jestem zachwycona Państwa działką. Moja niestety nie jest tak urokliwa, ale ma sporo innych zalet.
    Zapowiada się bardzo fajny blog. Jeżeli mogę, to będę zaglądać.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie.
    Basia S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy serdecznie na naszym blogu!
      Miło nam gościć Kogoś, kto tak, jak my dla obcowania z przyrodą i spokojem gotów jest porzucić miejskie pielesze. Miło nam tym bardziej, że chyba znamy się z bloga DOBRYCH PROJEKTÓW :)
      Gratulujemy zmiany miejsca zamieszkania. Rzeczywiście szybko to Państwu poszło. Nas miasto ciągle jeszcze trzyma za jedną nogę, ale powoli, lecz systematycznie mu się wyrywamy :)
      Gorąco zapraszamy do kolejnych odwiedzin i pozdrawiamy serdecznie!

      ps. Wiejska cisza to dla nas niemal jak lekarstwo, jak się ją pozna, to tym trudniej po powrocie znosić nieustający miejski szum. No i gwiadzy...tak jasne, że niemal na wyciągnięcie ręki, szczególnie w tak mroźną noc, jak ostatnia.

      Usuń
  2. Tak, tak, przywędrowałam z boga DOBRYCH PROJEKTÓW.
    Moje życie w pewnym momencie nabrało takiego tempa, że koniecznie musiałam uciec w ciszę. Teraz wszystko się zmieniło i nareszcie czuję, że jestem na swoim miejscu.
    Serdecznie dziękuję za zaproszenie. Będę zaglądać.
    Życzę miłej niedzieli.
    Basia S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drugie i trzecie zdjęcie - świetna metamorfoza!
    Pozdrawiam serdecznie aGatę, Mikołaja i Basię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Idzie ku cywilizacji.
    Czekamy więcej zdjęć.
    Pozdrawiam Milena.

    OdpowiedzUsuń