czwartek, 2 października 2014

GRZYBOBRANIE

Jeszcze jako mieszczuchy lubiliśmy grzybobranie. Fajnie jest pochodzić po lesie a przy okazji zebrać trochę grzybów, które po przerobieniu (to lubimy już mniej) stanowią w każdej postaci łakomy kąsek. W mieście grzybobranie stanowiło jednak wyprawę. Mimo, że udało nam się mieszkać naprawdę blisko dużego lasu i tak na grzyby trzeba było "iść", a nawet "jechać", jeśli naszła ochota na bardziej obfity zbiór. Na naszej wsi sytuacja wygląda trochę inaczej...

To zdjęcie zrobiliśmy z naszego tarasu. Do miejsca zaznaczonego strzałką jest może ze 20 kroków...
Fot. Akcja migracja

Ten dystans wystarczył, by w cieniu świerka i dzikiej jabłoni znaleźć... borowika.
Fot. Akcja migracja
Fot. Akcja migracja

W sumie wcale nie było to aż tak blisko. Kolejny grzybek rósł, jakieś 5 metrów od domu:
Fot. Akcja migracja

Okazuje się, że na naszej działce aż roi się od borowików, koźlarzy, maślaków, podgrzybków... W zasadzie szukając grzybów nie trzeba wychodzić poza ogrodzenie, a zamiast koszyka można spokojnie wziąć - taczkę ;-) Grzyby rosną w najmniej oczekiwanych miejscach...
Fot. Akcja migracja

Na grzybybobranie wcale nie trzeba się więc "wybierać", wstawać rano, ścigać z innymi grzybiarzami. Wystarczy popołudniowy spacer...
Fot. Akcja migracja

Jeszcze więcej mamy muchomorów:
Fot. Akcja migracja

W tym wszystkim jest jednak jeden minus - grzybobranie straciło cały swój romantyzm, to już nie poszukiwania ukrytych darów natury, ale coś na kształt żniw. Miejscowi wzruszą oczywiście ramionami - mieszczuchowi nie dogodzisz :-) 

1 komentarz:

  1. I będzie zupa grzybowa z suszonych, lub z kapustą pierogi/?/

    OdpowiedzUsuń